piątek, 3 stycznia 2014

Hope forever died cz.11

*Oczami Toma*

Otworzyłem oczy i jedyne co czułem to straszny ból głowy. Światło raziło mnie w oczy i miałem wrażenie, że ktoś wbija mi w nie szpilki. Dodatkowo piekła mnie warga. Czułem jakby ktoś przejechał mnie ciężarówką - dosłownie. Po dłuższej chwili zorientowałęm się gdzie jestem, był to nasz salon. Nie pamiętam nic od momentu kiedy urwał mi się film w klubie. Przesadziłem i to ostro... Nawet nie wiem jakim cudem znalazłem się w domu. Wkładając wiele starań zdołałem podnieść się z kanapy i dowlec do łazienki. To co zobaczyłem w lustrze mnie przeraziło. Nie mogłem uwierzyć jak wygląda do tej pory moja idealna twarz. Na wardze widniał ogromy plaster, a patrząc w górę było jeszcze gorzej: ogromna śliwka pod okiem i zadrapania na lewym policzku. Może jednak miałem rację z tą ciężarówką? Jak dobrze, że niedawno skończyliśmy trasę, bo jak ja pokazałbym się teraz komuś na oczy? Idąc korytarzem postaowiłem zajrzeć po cichu do pokoju Billa. Uchyliłem lekko drzwi i zobaczyłem go skulonego w kłębek, śpiącego na kocu przy grzejniku. Dlaczego on zawsze śpi na podłodze? Przecież ma takie ogromne łóżko, dobra i tak go nigdy nie zrozumiem do końca... W pokoju ciągle chodził telewizor, pewnie przec całą noc. Nie chciałem go budzić, więc podszedłem jak najciszej do telewizora i go wyłączyłem. Już miałem opuścić pokój, ale potknąłem się o jakiegoś buta i runąłem z całym impetem na ziemię. Bill słysząc huk obudził się nagle i nie wiedząc co się dzieje uderzył głową w grzejnik. Usłyszałem tylko jego jęk.

-Ja pierdole, ty kretynie! - krzyknął wkurzony trzymając się za głowę. Nie wyglądał na zbyt szcześliwego. 

-Można się tu zabić o te porozwalane wszędzie buty! - też złapałem się za głowę czując, że będe miał dodatkowego guza na mojej i tak już nieźle wyglądającej twarzy. Oboje jakoś stanęliśmy na nogi i poszliśmy do kuchni. Bill wyciągnął dwa kompresy z lodu i rzucił jeden w moją stronę. Siedzieliśmy przy stole trzymając worki z lodem przy głowach. Gdyby nas teraz ktoś zobaczył to pewnie by się nieźle uśmiał. Wkurzeni, źli, a w dodatku panowała niezręczna cisza. Co by tu powiedzieć? Jestem ciekawy jak dostałem się do domu, ale o to przecież nie zapytam. Czy tłumaczyć się z tego, że tak naskoczyłem na Kate? Sam już nie wiem, troche boję się zaczynać takie tematy. Nigdy nie lubiłem sie tłumaczyć, gdy wiem, że coś zrobiłem źle to milczę. Nie lubię i za bardzo nie umiem przepraszać, bo to nie w moim stylu. Jestem raczej typem luzaka, nie biorę wszystkiego do siebie, no i oczywiście lubię fajne laski. Jednak, jeżeli chodzi o Billa to wszystko gdzieś znika. Poprostu jestem bardzo wrażliwy pod jego względem i nigdy nie pozwalam, żeby działa mu się krzywda. Nie okazuje tego, ale on wie, że jak robię jakieś głupie rzeczy to ze względu na niego. Częściej się wyzywamy i sobie dogryzamy no, ale tak to już jest w rodzeństwie - nie da się być dla siebie miłym. Przynajmniej ja tak myślę. Kurczę, coś za długo trwa ta cisza...

-Ładna dzisiaj pogoda co nie? - powiedziałem cokolwiek, żeby tylko jakoś zacząć rozmowę. Jednak po chwili rypnąłem się w czoło i pokręciłem głową nie mogąc uwierzyć, że jestem aż takim debilem. Na dworze padał deszcz. Bill najpierw spojrzał na okno, a potem na mnie i powiedział:

-Jesteś debilem.- dokłądnie to samo co pomyślałem. Jednak istnieje między nami jakaś telepatia. -Naprawdę nie interesuje cię co się wczoraj działo? Co ty wogóle robiłeś? 

-Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. - powiedziałem, jak zawsze.

-Człowieku! Szukaliśmy cię po całym mieście, aż w końcu ktoś cię znalazł w parku. Z trudem zawlekliśmy cię do domu, a w dodatku musiałem cię opatrywać, bo sam nie wiem co ci się stało. - mówił wkurzony Bill. Widziałem wyraźnie jego żyłę na czole, a to nie jest dobry znak. Widać ją tylko wtedy, jak ktoś na prawdę go wkur... Sam byłem w szoku słuchając tego co opowiada Bill. Ja pierdolę, jeszcze chyba nigdy aż tak bardzo nie wiedziałem co się ze mną działo. Oczywiście było wiele imprez, z których niewiele pamiętam, ale nigdy nie kończyło się to leżeniem pobitym na ławce w parku. Było mi troche wstyd, ale tego nie pokazałem, zresztą jak zawsze. 

-Czekaj, to z kim ty mnie jeszcze szukałeś? - zapytałem z zaciekawieniem, chociaż spodziewałem się jaka może być odpowiedź.

-Z Kat kretynie.

-To wy się wkońcu pogodziliście?

-Tak, ale było ciężko po tym jak jej nagadałeś takich głupot. Myślałeś, że się nie dowiem?

-Sam wiesz, że to była parawda.

-Co? - zapytał zdziwiony.

-To wszystko co powiedziałem. Wiem, że też tak myślałeś. Ona cały czas wykręca ci jakieś numery, a ty chcesz z nią być. Po co ci to? Po co się tak męczyć? Przecież nawet ja widzę, że ciągle się kłócicie i godzicie, nigdy nie jest między wami normalnie. Przejrzyj na oczy - daj sobie z nią wreszcie spokój. Jest tyle dziewczyn na świecie, ale nie, ty musisz byś z jedną do końca życia. - mówiłem już trochę wkurzony. Nie mam żadnych wyrzutów za to co powiedziałem, bo to jest prawda.

-On ma rację. - nagle razem z Billem spojrzeliśmy w stronę drzwi. Stała w nich Kate. Wyglądaliśmy jakbyśmy zobaczyli ducha. Nikt się nie spodziewał, że tutaj przyjedzie, no i jeszcze w takim momencie.

-Kat, co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony Bill.

-Chciałam zobaczyć czy wszystko w porządku. Mogę się do was dosiąść. - zapytała. Ja ciągle wyglądałem jak kretyn, bo uświadomiłem sobie, co o niej przed chwilą powiedziałem i że ona to wszystko słyszała.

-Jasne. - odpowiedział Bill wysuwając krzesło, aby usiadła. 

-Chyba musimy pogadać, co? 

-Tom możesz stąd wyjść i tak już wystarczjąco namieszałeś. - powiedział Bill patrząc na mnie jakby chciał mnie zbić i zapewne zrobi to jak Kat stąd pójdzie.

-Nie, niech zostanie. Chcę żeby to słyszał. - ja usłyszałem tylko jak Bill głośno przełknął ślinę, a Kate ciągnęła dalej: -Muszę powiedzieć, że jest mi przykro, że Tom zrzuca całą winę na mnie, nie wiedząc dokładnie o wszystkim co się wydarzyło pomiędzy mną a Billem. - w tym momencie Bill zacisnął pięści i pewnie chętnie by mnie teraz pobił. -Jednak miał rację, kiedy powiedział, że dawno nie było między nami normalnie. Ja też nie pamiętam, kiedy ostatni raz się nie kłóciliśmy i myślę, że musimy od siebie odpocząć. - widziałem, że Bill otwiera już usta, żeby coś powiedzieć, ale Kate była szybsza: -Poczekaj Bill, to nie znaczy, że ze sobą zrywamy, poprostu jakiś czas nie będziemy się ze sobą kontaktować, odpocznę od tego wszystkiego, ty też trochę ochłoniesz, a potem zobaczymy co będzie. Może nabierzemy do tego wszystkiego dystansu.

Nie chcielibyście widzieć teraz miny Billa. Nie wiedziałem czy zaraz zacznie krzyczeć, płakać, czy jeszcze coś gorszego. On jednak powiedział spokojnie:

-Dobrze, skoro tego chcesz to ja nię będe nalegał. - o matko, ale jaja. Czuje się jakbym oglądał jakieś romansidło. A tak wogóle to mam to wszystko w dupie. Co mnie obchodzi ten ich zasrany związek. Jak się wtrącam jest źle, swojego zdania też nie mogę powiedzieć, bo jest jeszcze gorzej. Postanowiłem, więc zakończyc mój udział w tej szopce. Wstałem i powiedziałem:

-Sory, że przerywam, ale pozwolicie, że sobie stąd pójdę, bo szczerze to wogóle mnie nie obchdzi wasz popieprzony związek i cała ta szopka jaką odstawiaćie prawie zawsze. Gówno mnie obchodzi czy będziecie razem czy nie, najlepiej to idźcie i rzućcie sie z mostu to skończą się wasze męki. - no i super niech wiedzą co tak naprawdę myślę. Nareszczcie mogłem to z siebie wydusić. Starałem się pocieszczć Billa, pomagać mu, ale zawsze wychodziło wszystko na odwrót, więc dam sobie z tym sopkój. Wziąłem kurtkę i kluczyki do samochodu, już miałem wychodzić kiedy usłyszałem głos Billa:

-Gdzie ty idziesz?

-Nie bój się, już nie będziecie musieli mnie szukać. Jak chcecie wiedzieć to jestem już dorosły i wiem gdzie mieszkam, także nie dzwoń do mnie co minutę. Narazie. - powiedziałem i zobaczyłem tylko ich miny, które pokazywały coś w stylu Co tu się wogóle dzieje!? 

Trzymajcie się :) arma.

Jak wam się podoba? Komentujecie :) Jeszcze jedno pytanie: Jak wam się podoba ten blog? Chcielibyście coś w nim zmienić?